Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.
(chodzi coraz prędzej)

Tak być nie musi, i to tej godziny...
Czuje zbliżenie! chce go ukryć w łonie!
Tak?... Najpiękniejszego w świecie...
I czemu się nie oddać?.. Dobre zapytanie!

(prawie biega)

I mąż poczciwy... (śmieje się)
No, poczciwy przecie!
Nic się nie dowie. Dowie się, kochanie,
Drogie kochanie, aniele!
Wie już nawet, wie za wiele...
Otóż to żony! oto szczęście nasze!
Gwiazda! ha, gwiazda! (tupa nogą)
Ja, ja ją zagaszę.

(wolniej chodząc)

Tylko, Orgonie, nie bądź tak gorący,
Może to wszystko stało się niechcący;
Nie bądź zazdrośnym, to śmiesznie, nieładnie,
Dla Boga, nie bądź zazdrośnym, Orgonie!
Czasem są rzeczy, których nikt nie zgadnie,

(prędzej chodząc)

A zazdrość głupstwo, trzeba ufać żonie.
Zazdrość to zjadliwa żmija!

(biega bijąc się w piersi)

Tak się tam obwija, (szarpiąc kamizelkę)
Tak szarpie, tak dusi,
Dręczy, piecze, wierci, (bijąc się w piersi)
I tu zostać musi
Aż do samej śmierci. (zadychany)
Zatém, a zatém... kto zazdrośny, głupi;
Głupi, ja mówię, głupi i szalony,
Straci swój rozum, rozumu nie kupi,