Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.
(z westchnieniem; bez wzgardy)

A żony... No, żony...

(siada osłabiony po krótkiém milczeniu)

Ale tak nagle, bez żadnej przyczyny,
Z dobrej, cnotliwej Celiny
Tożby się stać miało? (z ukontentowaniem)
Aha! ona mnie widziała, (śpiewającym głosem)
I figielek zrobić chciała,
Ale jej się nie udało!

(śmiejąc się idzie do okna i mówi jakby do Celiny głośno, dalej ciszej, ostatnię sylabę cicho)

Wcale się nie...u...da...da...ło...
Pisze! hm, pisze!... cóżbo pisać może?

(spina się patrząc przez lornetkę)

List... (odskakując od okna)
I cóż ztąd? (spina się do okna i odchodząc)
List, głowę moję łożę...
Ale do kogo?... Czyż nie ma do kogo?
Kobiéty najszczęśliwsze kiedy pisać mogą....





SCENA V.
Orgon, Zdzisław.
(Orgon wchodząc do domu, postrzega skradającego się po pod mur Zdzisława, zachodzi mu drogę powoli, przypatrując się z uwagą. Zdzisław, nie mogąc uniknąć, staje. Orgon toż samo; długie milczenie, przez które patrzą na siebie nieporuszenie.
Orgon (uchylając kapelusz).

Dobry wieczór.

Zdzisław (podobnież).

Dobranoc.

Orgon.

Pan chodzi?...