Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.
Orgon (wstrzymując się w złości}.

Mój mądry Panie, luby, mój kochany Panie,
Radzę ci, nie chciej zważać na te względy
I nim cię tutaj pan domu zastanie,
Którędyś przyszedł, wynoś się tamtędy.

(Zdzisław idzie ku furtce, Orgon wchodzi do domu.)





SCENA VI.
Zdzisław (wracając).

Więc to Pan Orgon... tak, Orgon o życie...
Zazdrośny, to widziałem; lecz zazdrośny skrycie,
Tego mi właśnie trzeba. Będzie mnie miał wszędzie
I póty mię się nie zbędzie,
Póki się za mną do stryja nie wstawi
I dając mi Zofią siebie nie wybawi.
Jeszcze z nią razem rozważę to ściśle;
Zresztą lepsza niż żadna, nadzieja daleka!
Ale czegóż ja tu myślę?
Czas ucieka
A Zosia może z tamtej strony czeka.

(Odchodzi za dom.)





SCENA VII.
Orgon (otwiera okno, mając list w ręku; wygląda).

Poszedł sobie przecie.
Czekaj, Paniczu, tak wykwintny w mowie,
Gwiazdo, pochodnio, najpiękniejszy w świecie,
Ton list o wszystkiém najlepiej mi powie.

(czyta do księżyca)
„Księżyc malownie cieniując przedmioty kwiecistego