Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.
(do Radosta)

Powiem nawet Waćpanu, że piękna Celina
Moje zabiegi postrzegać zaczyna;
Widzę ją w oknie każdego wieczora.

Radost (zatykając uszy chce odejść).
(na stronie)

O, Sodoma i Gomora!

Zdzisław (zatrzymując go).

Jakże? Chcesz mnie zostawić? A fe, to nie ładnie;
Wysłuchajże przynajmniej całą rzecz dokładnie.

Radost.
(na stronie płaczliwym głosem).

Ach, na lichoż mnie to wiedzieć!
Ach, w domu mi było siedzieć!
Ach przyjacielu, ty przeczuwać musisz,
Dla tego tak się kręcisz i dławisz i krztusisz.

Zdzisław.

Gdybym był pewny twojego milczenia...

Radost (na stronie).

Ach Boże, wybaw z tego poniżenia!

Zdzisław.

Pokazałbym ci dowody z jej strony.
Czytaj... znasz rękę. (odsuwając się na stronę)
Co czynię, szalony!
Honor Celiny... szczęście... nawet życie może
Na moje dobro nieroztropnie łożę?

(do Radosta)

Nie, mój Panie, to bajka, ten list jest udany,
Nieprawdęm mówił, byłem obłąkany.
Idź, idź, powiedz, Celina jest najlepszą żoną.

Radost (ochodząc).

Do nóg upadam.

Zdzisław (zatrzymując go).

Słuchaj... I kocha Orgona.