Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Sroży się, sroży ale tchórz tymczasem:
Parę pogróżek rzuconych nawiasem, (śmiejąc się)
A już się wyniósł, jakby go nie było.

(w ciągu tej mowy zbliżył się do Zdzisława, tak, że mówiąc wiersz ostatni tuż koło altany, stanął przy nim)
Zdzisław.

Bardzo przepraszam, nie wyniósł się jeszcze.

(Orgon odstąpiwszy kilka kroków wpatruje się w niego)
(po krótkiém milczeniu).
Orgon.

Bardzo się cieszę. (kłaniając się)
Bardzo mi to miło.

Zdzisław.

I ja w tém także szczęście moje mieszczę.

Orgon.

W czém?

Zdzisław.

Że tu jestem, że widzę Waćpana,
Z którym dziś przyjaźń świeżo zawiązana,
Wróży mi nadal najpiękniejszy związek.
Przeto wypełnię miły obowiązek
Równie wdzięczności, jak uszanowania,
Gdy jutro służyć będę wśród jego mieszkania.

Orgon (porywczo).

Co? Waćpan u mnie?
(wstrzymując się) Zbytek łaski, zbytek,
Wielka mu niedogodność...

Zdzisław.

Wielki i pożytek.

Orgon (porywczo).

Jaki pożytek?

Zdzisław (kłaniając się).

Mieć w nim przyjaciela.