Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
Orgon.

Cóż to szkodzi komu?

Zdzisław.

Nie szkodzi, owszem, bardzo się podoba.

Orgon (porywczo).

Mospanie!

(wstrzymując się)

A, tak, przystojna osoba.

Zdzisław.

Młoda.

Orgon.

Tak.

Zdzisław.

Świeża.

Orgon.

Dosyć.

Zdzisław.

Kształt, godność w postaci.

Orgon.

Tak, tak, niczego, niczego.

Zdzisław.

Któż bo tak zimno hołd piękności płaci?

Orgon.

A Waćpanu co do tego,
Zimno czy letnio, gorąco czy chłodno?

Zdzisław.

Czy mnie do tego... nikt wiedzieć nie może.

(długie milczenie; Orgon wpatruje się w niego)
Orgon (uderzając go po ramieniu).

Tak, dobrze mówisz, jest osobą godną:
Miła... wzrost piękny... lica świeże, hoże...
Dobra, przyjemna... wszak ją znasz dokładnie?

(czeka odpowiedzi)

A jej dusza!