Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.
Alfred.

To wiem, wiem, mój Zdzisławie, lecz cobym rad wiedział:
Czemu o to się pytasz na com odpowiedział?
Od wczoraj ci jest znanym mój zamiar dokładnie.

Zdzisław.

Probuję, czy rozsądek na myśl ci nie wpadnie.

Alfred.

Kiedy więc ty powtarzasz i ja ci powtórzę,
Że już zamiar zmienionym dzisiaj być nie może:
Zapis posłany, którym majątku dział robię,
Jeśli jakiej bądź żony nie znajdę w tej dobie,
Słowo dane po dwakroć znajomej młodzieży,
Która się dziwi, wielbi, lecz jednak nie wierzy,
I ty, świadek wybrany, stróż mego honoru,
Że pierwszą lepszą wezmę nie czyniąc wyboru,
Wszystko mi do cofnienia zagradza już drogę.

Zdzisław.

Wszystko, prawda: lecz jednak ratować cię mogę,
Powróć się do Julii, tak godna osoba,
Kocha cię niezawodnie, tobie się podoba.

Alfred.

Wprawdzie z wszystkich Julią najwięcej ja cenię;
Lecz sześć lat stracę, jeszcze się z nią nie ożenię.
Piękna, dobra, bogata, i kocha mnie stale,
Ale coś mnie wstrzymuje, ale...

Zdzisław.

Ale, ale?

Alfred.

Ale Julia wdowa.

Zdzisław.

Wiem.

Alfred.

A każda wdowa