Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
Zdzisław.

Ale którą Jejmość przybyła tu stroną?
Co?

Panna Marta.

Da tędy, rybeńko, koło tej topoli.

Alfred.

Niestety!

Panna Marta.

Ty wzdychasz? co? powoli, powoli,
Nie udawaj miłości, gdy jej nie masz w duszy,
To udane westchnienie serca mi nie wzruszy.
Że mnie kiedyś pokochasz, łatwo temu wierzę,
Ale ja jestem bardzo rozsądna w tej mierze
I wiem, że żadne wdzięki nie mają dość siły,
By tak nagle westchnienia miłośne wzbudziły;
Nie chciej więc nagłym ogniem wzniecić me zapały,
Lecz staraj się powoli zwalczyć odpór stały:
Niech nieznacznie sentyment, którego się boję,
Trwożliwą narzeczoną odda w ręce twoje.
Co? ach! przyjdzie czas, kiedy figlarz Kupidynek,
Przerwie dziewiczej duszy niewinny spoczynek,
Kiedy na małą strzałkę, jak srogi morderca,
Nadzieje nasze czuciem gorejące serca,
A płomyczek afektu nad niemi wzniesiony,
W płomień, a dalej w pożar zostanie zmieniony.
Co? Ale cierpliwości, Alfredzie, potrzeba,
Tobie bystrość, mnie skromność udzieliły nieba.
Kiedyż zatém ślub będzie? co? siadaj kochanie.
Co?

(sadza gwałtem przy sobie Alfreda posuwając się ku Zdzisławowi, który się przed nią usuwa i nareszcie wstać musi)