Ja, małżonkiem Waćpanny? utopię się raczej.
To i ja z tobą, rybko.
Nie draźń, bo inaczej
Całe miasto się dowie o tej śmiesznej sprawie,
A papiery jednakże zostaną w zastawie;
Owszem, jak teraz zważam, pochlebiać należy,
Niech się cieszy nadzieją, niech miłości wierzy:
Powiedz, że do niej przyjdziesz, spytaj, gdzie mieszkanie;
Czasu, czasu nam trzeba, by zacząć działanie.
A, to mnie diabeł takim nabawił kłopotem!
Żenić się nie ożenię, ale...
Potém o tém.
Nie jest pora ni miejsce, o tém dłużej prawić,
Przyjdę więc wkrótce do niej; lecz gdzież się mam stawić?
Jeszcze nie mam mieszkania, dopierom wysiadła,
I że nie trzeba będzie, tak jak gdybym zgadła:
Odstąpisz mi izdebki, tak będziem przy sobie.
Co?
Boże! cierpliwości!
Cóż z nią teraz zrobię?
Może mieszkasz w gospodzie? co? to lepiej będzie,
Bo niedobrych języków zawsze pełno wszędzie!