Na wierzchu sroka w klatce, słychać ją zdaleka...
Da poznasz i po pieskach: Filuś cienko szczeka,
A chrapliwie Finetka; co? Nie traćżeż czasu
I choćby jak najdalej, wracaj bez popasu.
Wszystko podług rozkazu najdokładniej zrobię.
Idźżeż, idź!
Ty, Alfredzie, myśl dobrze o sobie;
Jak się trafi sposobność, nie masz czego czekać,
Zwiń się zręcznie i drapnij... ale masz uciekać,
Uciekajże potężnie, bo to nie są żarty:
Każda, chociażby jeszcze i starsza od Marty,
Pędzi jak strzała z łuku za mężem w pogoni,
A gdy cię raz dopadnie, nic cię nie obroni.
Przecieśmy się pozbyli natrętnego świadka.
Siądźżeż moja rybeńko, rybenieczko rzadka.
Klejnocie mojej duszy, da usiądźżeż, proszę;
Będziem słodką rozmową płodzili rozkosze.
Co? Ach, miło powtarzać, choćby i sto razy:
Kochasz mnie? Da cię kocham! O, lube wyrazy!...
Lecz czemuż się odemnie odwracasz, okrutny?
Zasmucasz moje serce, kiedyś taki smutny.
Charakteru więc twego opis zbyt prawdziwy!