Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.
Astolf.

Gospodarzu, wszakże ta osada,
Jak mi się zdaje, tytuł miasteczka posiada?

Kapka.

Która?

Astolf.

Ta, gdzie jesteśmy.

Kapka (otwierając okno).

To jest do widzenia.

Astolf.

Ha! cóż tu do widzenia? co? Jakie sklepienia
Podziemnych lochów, więzień! gdzie dla ciekawości
Dotąd jeszcze w łańcuchach trupieszeją kości?
Zabytki złotych wieków, tych wieków prostoty,
Za którymi utulić nie możem tęsknoty!...
A może wieża, kolos. co chmury roztrąca,
Pomnik sławy jednego, ucisku tysiąca?
Pokażże, pokaż prędko.

Kapka.

Wprawdzie tak dalece...

Astolf.

Albo może tamten most, na wyschniętej rzece,
Co się trzęsie jak w febrze? za który się płaci?

Kapka.

Most podupadł, a płaca...

Astolf.

Dla dobra współbraci.

Kapka.

Pan Burmistrz ustanowił...

Astolf.

Wyrokiem uświęcił:
Niech podróżny zapłaci, że karku nie skręcił.
Lecz więcej z dawnych dziwów, czyż to miasto niema?
Cóż? jakie żebro tura, albo ząb olbrzyma;