Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
Kapka.

O dla Boga! rumianek!... to dla mojej żony...
O wiersze, wiersze! przez was jakżem dziś zhańbiony!

(wynosi tacę).





SCENA IV.
Astolf, Czesław.
Astolf.

Co temu tylko wiersze i poeta w głowie.

(po krótkiém milczeniu)

Cóż tam, Panie Czesławie, jakże dzisiaj zdrowie?

Czesław.

Jak zawsze.

Astolf.

Spałeś długo.

Czesław.

Dość życia zostało.

Astolf.

Wiem... w śnie chcesz szukać szczęścia; ale go tam mało:
Raczej resztę w nim stracisz. I z tego to względu
Nie lubię chwili, często przyjemnego błędu:
Wznosić nieszczęśliwego z zwyczajnej kolei,
By mu pokazać szczęście lub powab nadziei,
By obudzić uśpione jego serca bicie,
I znowu go wytrącić w opłakane życie,
Gdzie ledwie wytrwać może pod losu uciskiem,
To jest tylko szyderskiém natury igrzyskiem.

Czesław.

Ach, ulgą powiedz.

Astolf.

Ulgą, jakiej ten doznaje,
Komu płomień zwalniają, gdy na stosie staje.