Jakto, własne me dziecie w złą mam puszczać drogę?
Nie zapobiedz nieszczęściu, gdy przewidzieć mogę?
A cóż więc ku rodzicom miłość, wdzięczność wznieci?
Baśnie, stare powieści o wdzięczności dzieci.
Pókiś córce potrzebny, pótyś ojciec drogi,
Sprzeciwisz się w czémkolwiek: z ojca tyran srogi.
Zmusiłeś ją nareszcie i dobrze się stało:
To dobro, nie najlepsze, dla niej zawsze mało;
A cóż dopiero, przymus gdy zły obrót bierze:
Złorzeczenia rodzicom, to dziecka pacierze.
I jakąż z losu córki możesz mieć nadzieję?
Czego się troszczysz, po co głowa ci siwieje?..
A chceszli gwałtem jaką zniewolić usługą,
Daj majątek... a dawszy nie popasaj długo.
Wtedy dzwony, żałoby, oświadczą ci dzięki
I dostaniesz nagrobek z twego zięcia ręki.
Już niech tam będzie co chce, ja się nie odmienię..
Nareszcie i sumienie...
Co to jest sumienie?
Co to jest?
Tak — co to jest.
No... kto ma zasady...