Jako ojciec troskliwy o swe własne plemię,
Ojciec dobry, powolny, a nie bity w ciemie,
Twoje dobro jedynie mający na względzie,
Daję rękę... że z tego... nic a nic nie będzie.
Spodziewam się...
Zuzanna niech się nie spodziewa.
Izdebka darmo dana gdzie poeta śpiewa
Na kapustę potrzebna. Niech mi się wynosi
I po innych już strychach swoje wiersze głosi.
Za cóż go tak wypędzać, i znieważać za co?
Toż on zasłużył od nas swoją szczérą pracą?
Jeżeli go nie kochać, wdzięczną mu być muszę,
On otworzył, ukształcił i wzniósł moją duszę;
Dla czegóż tobie, ojcze, niema być przyjemnie,
Widzieć ten postęp światła, tę odmianę we mnie.
Nadto, nadto jéj rozum za tém światłem śpieszy;
Mędrszaś już od prababki, i to mnie nie cieszy.
Naco, poco tych nauk? jak Kapki Kapkami,
Żadna Kapczanka nauk nie brała wierszami.
Ależ kochany ojcze, mylnie wnosisz sobie,
Że nad czytanie wierszy, nic więcej nie robię,
Przeciwnie, te czytywać niedawnom zaczęła.
Cóż więc? czego się uczysz? jakie umiesz dzieła?