Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/018

Ta strona została skorygowana.
(poprawiając chustkę i ściągając kilka papilotów)

Ach, jakże ja wyglądam!

Zdzisław.

Ale cóż to szkodzi.

Bobiné.

Właśnie chciałam... chciałabym... chcę z panem Zdzisławem....
Proszą się tu zatrzymać, powrócę niebawem.
(wybiega)





SCENA IV.
Zdzisław, Krupkowski.
Krupkowski.

Ach, dałbym konia z rzędem, jeszcze co dodatku,
Żebyś mi ztąd wyleciał, Francuzki gagatku!

Zdzisław.

Zkądże taki zły humor?

Krupkowski.

Zkąd dobrego dostać?
Sto głów, nie moja jedna, nie potrafi sprostać!
Chodź, łaź, krzycz, dbaj o wszystko, miej wszystko w pamięci,
A tu wciąż jak na targu, aż się w mózgu kręci.
Już co prawda, to nie grzech: dobra nasza pani,
Nikt pewnie, sto mil w koło, nic w niej nie przygani,
Imie, godność, łaskawość, majątek, uroda,
Ale jakem Krupkowski, jeszcze trochę młoda.
Nie tak bywało, nie tak, za świętej pamięci
Rodziców: grzecznie, pięknie, zawsze dobrej chęci,
Jak sam pan, tak i pani, byli dla swych gości.
Ależ była, u licha, miara w gościnności;