Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/023

Ta strona została przepisana.
(po krótkiém milczeniu, głośno)

Wprawdzie nie wiem, jak zacząć.

Zdzisław (obojętnie).

Cóż tak wielkiej wagi?

Bobiné.

Czy wielkiej, nie wiem, tylko....

Zdzisław (sens kończąc).

Potrzeba odwagi.

Bobiné.

I to nie.

Zdzisław.

Coż? (na stronie) Zapewnie na kogoś się żali.

Bobiné.

Nie wiem jak zacząć.

Zdzisław.

Jakbądź, koniec dzieło chwali.

Bobiné.

Portret — portret znajomy — jest początkiem dzieła.

Zdzisław (zmieszany).

Portret, panno Bobiné?

Bobiné.

Teraz, gdym zaczęła,
Powiem, że patrzącego na ten portret mile,
Widziałam cię, Zdzisławie, i to razy tyle!

Zdzisław.

Mnie, mnie, panno Bobiné?

Bobiné.

Ciebie, ciebie panie,
Nawet ci większe teraz uczynię wyznanie;
Widziałam raz ukryta..... ja: wiem, że nie ładnie,
Lecz cóż robić, tak było, widziałam dokładnie,
Jak do sercaś go cisnął, dotykał ustami.