Ależbo, mój Czesławie, nie pędź tak gorąco.
Bądźże trochę cierpliwym, tu szczęście na szali.
Tak, tak, chwal mi cierpliwość, jak wilk posty chwali.
I jakżeto już dawno, jak na me wezwanie,
Porzuciłeś leniwo samotne mieszkanie?
Dziewięćdziesiąt dni spełna, jeśli się nie mylę,
I już wzdycha tak długo! już wycierpiał tyle!
Już nie chce mieć nadziei, szczęścia się wyrzeka.
Prawdziwie, ktoby nie znał, słuchał nas zdaleka,
Myślałby niezawodnie, przysiądz byłby w stanie,
Że z nas dwóch rozsądniejszy ten, czyje kazanie;
Że nie zna co kraj marzeń, kontent z swego świata,
Po ziemi chodzi, nigdy po niebie nie lata.
Jest! dawna piosnka, zawsze wyjeżdża w potrzebie.
Ale ja, jeśli latam, jak mówisz, po niebie,
To może i dla tego, ze mi źle na ziemi...
Ale daj pokój, na bok z troskami mojemi,
Powiedz mi raczej, czemu, mierząc twe nadzieje,
Na wszystkich dobrych punktach twój cyrkiel kuleje?
Niczém dla cię szacunek, nawet przyjaźń tkliwa,
A przyjaźń, dnia pierwszego wraz z deszczem nie spływa.
I zdania wasze jedne, lub skłonne do zgody
I ta uprzejmość, której odbierasz dowody....
Uprzejmość i uprzejmość, — wszak ja ją rozumiem,
Znam, pozwolisz, jej cienie i rozróżnić umiem: