Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/043

Ta strona została przepisana.
Zofia.

Rób co chcesz, lecz myśl o tém i popracuj głową,
Jakbyś dziś wyleczony mógł się struć na nowo.

(podając rękę Czesławowi, odchodzą, za nimi Wtorkiewicz i Baron — przy drzwiach przesadne ceremonie Wtorkiewicza — ze wzgardą od Barona przyjęte)
Smakosz (sam).

Dałbym rocznie na szpital, dałbym złotych trzysta,
Żebym był zawsze głodny... ale to jak glista.





SCENA XII.
Smakosz, Stefan, Kamerdyner.
(Kamerdyner przynosi rumianek, Stefan z wazką na tacy przechodzi scenę)
Smakosz (siedząc).

(biorąc rumianek)
Ach!... (do Stefana) Co tam niesiesz? słuchaj! (kiwa na niego)

Stefan.

Kaszkę na bulionie.

Smakosz.

Kaszkę? (odkrywa wazkę) kaszka, ha! pachnie! wonie! ślicznie wonie!
Dla kogoż? (dobywa z kieszeni pularesa, z niego łyżkę)

Stefan.

Dla Francuzki.

Smakosz.

Czy tylko nie słona? (kosztuje)
Słaba?

Stefan.

Kaszka?