Ale nie chcę się żalić, chcę wysłuchać wprzódy:
Może w samej istocie masz jakie powody,
Dla których moja przyjaźń, niegdyś miła tobie,
Tak bardzo uciążliwą stała się w tej dobie.
Czym zasłużył, Zofio, na takie mniemanie?
Jeżeliś nie zasłużył, chcesz zasłużyć na nie.
Od dnia mego przybycia smutny i milczący,
Jeśli dzielisz zabawy, to jakby niechcący;
Jeśli zejdziem się z sobą, nie chcę czuć a czuję,
Jak twoja myśl skwapliwa minuty rachuje.
Czémże straciłam przyjaźń?... ale i to mało,
Bo i spojrzenie na mnie przykrém ci się stało.
Wątpisz o mej przyjaźni. — Ach, to mocno boli!
Na takimżeto stopniu stanąłem niedoli,
Że go nawet i pojąć myśl nie była zdolną?!
Zofio! którą siostrą nazywać mi wolno....
O, minęło już z czasem dawnych uczuć godło.
Pani!...
Zdzisławie, dość już (boleśnie kładąc rękę na sercu)
To krwawo ubodło!
Widzę, że się już nasze oderwały dusze,
Kiedy każdy mój wyraz tłómaczyć ci muszę;
Zwałeś mię niegdyś siostrą, ja cię zwałam bratem,
Przestałeś — czemu? ty wiesz, a ja się znam na tém
I powinnabym może tém samém odpłacić.
Może nadto się lękam twą przychylność stracić,