Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/070

Ta strona została przepisana.
Zofia.

Najlepiéj, żem jest słaba: niech śpieszą wysłani,
A wy bądźcie gotowi, pojedziemy w drogę.

(do siebie)

Już tych miejsc, lubych niegdyś, dłużej znieść nie
mogę.

Krupkowski.

Do Warszawy?

Zofia.

O nie, nie.

Krupkowski.

Daleko?

Zofia (zamyślona).

Bóg to wié!

Krupkowski.

Na długo?

Zofia (do siebie).

Czy na długo? któż na to odpowie?

(po krótkiém milczeniu, do siebie w zamyśleniu).

Na długo! alboż kto wie, co go nadal czeka?
Jedno czucie czas skraca, drugie go przewleka.
Długo — niedługo — cóż jest? to rozmiar przyszłości.
Przeszłość im i dwóch punktów osobnych zazdrości,
Krótka radość — żal długi — wszystko w jedno spływa.
Zrazu słońce, wnet gwiazda, potém w punkt ubywa,
Potem w nic, nic wcale — nic!

Krupkowski.

Pani!

Zofia.

Kto?