Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/144

Ta strona została przepisana.

kop dół a potem zasyp go tąż samą ziemią, to zawsze braknie, albo zbędzie.

Doręba.

Ciszéj — ktoś nadchodzi — skryjmy się w sadzie, ztamtąd rozpoznamy obroty nieprzyjaciela.

Makary.

Hej, hej! gdyby Makary był młodszy, a miał z dziesięciu sobie podobnych, nie kryłby się po sadach przed gołowąsą armią. — Ale już łeb się wylenił, wąs siwy, et cetera — deces!

Doręba (wracając ode drzwi).

Tędy nie można, dużo ludzi.

Makary.

Którędyż?

Doręba.

Przez ogród.





SCENA III.
Doręba, Kasia, Makary.
Kasia.

Co widzę! jeszcześ nie poszedł! — Ach Jan! Janie, Jasiu, ty tu?