Ta strona została przepisana.
Błażej.
A, tak, tak.
Tobiasz.
Oj czasy, czasy! człowiek teraz i o dacie nie wie.
Błażej.
Dawniej (z westchnieniem)!
Tobiasz.
Hej! hej!
Kasper.
Mnie z pźędźeniem najwiękśe zmaltwienie. Juź ćo się naplaćuję, nadlęćę, namolduję, zawśe pźedza nielówna — nigdy, nigdy źonce dogodzić nie mogę.
Błażej.
Jużto i dawniéj tak bywało.
Kasper.
W pźędzeniu, w pźędzeniu najbaldziej. — Nie źaltuję, jakem Kaspel. — Ledwie zaklęcę wźecionko, źalaź nitećkę ulwę; jak ulwę, muśę wiąźać; jak źwiąźę, guźy.
Błażej.
Na czole Waszeciném.
Tobiasz (częstując tabaczką).
Oj czasy, czasy!
Kasper.
I mówię źe nie mogę — dalibóg nie mogę — nic nie pomoźe. — Lób! — nie umiem — lób — nie będę — pac, pac — muśę lobić.