Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/193

Ta strona została przepisana.
Kasper.

Wśystkim powiada, źe ja głupi, aby odstlęćyć.

Tobiasz.

Co to szkodzi.

Kasper.

Zawśe muśę być pśy niéj na kaźde zawolanie, kiedy jest w domu, aby jéj sluźyć.

Tobiasz.

Właśnie też jéj teraz niema i potém nie będzie. No idź, idź.

Kasper.

Blaciśku, ty mnie zgubiś.

Tobiasz.

Nie zgubię, od przędzenia uwolnię.

Kasper.

Ach, toby dobźe było!

Tobiasz.

Idźże, u diaska!

Kasper.

To juź pójdę. — Ale Maciuś będzie plakal. —

Tobiasz.

Odnieś go i krzyknij tam na którego z parobków, niech go pokołysze.

Kasper (bierze kołyskę i odchodzi).

Aj! aj! Boźe zmiluj się nad duśą moją!