Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/199

Ta strona została przepisana.
Tobiasz.

Może niechcący — przepraszam cię serdeńko (chce ją uściskać).

Urszula.

No no, bez tych czułości. Kasię zatém wydamy za Filipa.

Tobiasz.

Kiedy taka twoja wola.

Urszula.

I twoja.

Tobiasz.

Nie, nie moja, kiedy Waszeć prawdy chcesz koniecznie. Do czego też ten Grzegotka? ni przypiąć ni przyłatać, ni mieszczanin, ni szlachcic, ni gospodarz, ni wojskowy; je, pije, bąki strzela i kwita. A plotka, a ciekawy jak stuletnia baba...

Urszula.

Co, co, co? jak kto?

Tobiasz.

Masz teraz! bodajżem oniemiał! alebo Wasze, serdeńko, wybacz czasem, kiedy nie z myśli, ale z nałogu wymknie się jakie niepotrzebne słówko. Miéj uwagę, że kto żyje przeszło lat sześćdziesiąt, trudno, aby w kilku tygodniach odmienił całkiem sposób mówienia.

Urszula.

Aha! to przez sześćdziesiąt lat umiałeś rozkazywać, gderać, łajać, i musiano cię słuchać, musiano cię znosić? a kilka tygodni dopiéro, a już nie możesz być uległym?