Ta strona została przepisana.
Doręba (zstępując z krzesła).
Niech ich licho porwie!
Makary.
I ja tak mówię.
Doręba.
Co za nieczułość!
Makary.
Co za tchórzostwo!
Doręba.
Mówiłem tak pięknie, tak czule, samemu mi serce rosło — myślałem, że w ogień za mną pójdą.
Makary.
Nie tak trzeba było, z przeproszeniem Waszmości.
Doręba.
Jakże mości Makary?
Makary.
Ja byłbym do nich tak przemówił: Hultaje! jak mi się który ztąd ruszy, to mu obetnę uszy.
SCENA X.
Makary, Błażej.
Błażej.
Niema niebezpieczeństwa, oddział kobiét tylko przeciągnął tędy. Ale cóżto? już się rozeszli?