Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/219

Ta strona została przepisana.
Kasper.

Zobaćyś blaciśku, źe ty się kiedyś dowojujeś z tą twoją śtlaśną odwagą; zobaćyś; ja ci to pźepowiadam.

Tobiasz.

Gdzie się Doręba podział? czy tylko go nie schwytano.

Kasper.

Niechby i powiesiono tego lotla, za Piotla co nam napędził.

Tobiasz.

Co ty mówisz, człowieku? jak go schwycą, to już po nas.

Kasper.

A fe!

Tobiasz.

Będzie musiał nas wydać.

Kasper.

A fe! gotów moźe powiedzieć, źe ja chodzilem do Blaźeja.

Tobiasz.

Pewnie.

Kasper.

Macieź telaz! — A ja mówilem, a ja plosilem: zmiluj się blaciśku, nie pchaj mnie w biédę. Ja pźewidzialem, że się na mnie źmiele. Jak go schwycą... O mój Boźe, strzeźźe tego poćciwego ślachcica od wśelkiego nieśćęścia.