Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/258

Ta strona została przepisana.
Barbara.

Siadaj Waszmość i opowiadaj.

Doręba. (jak przebudzony).

Ach tak, ja mam odpowiadać. (siada i wznosi oczy) Ach! — O błagam cię pani, odwróć oczy twoje, tego wejrzenia nie zniosę.

Barbara.

Ależ młodzieńcze...

Doręba.

Czy myślisz, że serce moje kamienne? albo chceszże się pastwić nade mną?! Ach odwróć, dla Boga, te siwe dwie gwiazdy palą wnętrzności moje.

Barbara.

Pomiarkuj się...

Doręba.

I cóż ci z tego przyjdzie, że powiększysz nieszczęście moje? cóż ci przyjdzie, że osłabione serce wdziękami twojemi do reszty ujarzmisz i oddasz strapieniom bezowocnej miłości? ach lituj się! lituj! odwróć oczy mordercze.

Barbara.

Ja lituje się, ale trudnoż; mam oczy zamknąć?

Doręba.

Ach zamknij je, zamknij, proszę cię zamknij; wtedy śmiało wpatrywać się będę w doskonałość nie do naśladowania rysów twoich: opatrzę nosek, oglądnę buzię, przejrzę bródkę i dalej... (spojrzawszy na nią i za-