Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/300

Ta strona została przepisana.
Marek.

Zaczekam tu dni parę.

Klara.

I tydzień w potrzebie.

Marek.

Mam w sądzie ważną sprawę a nie znam nikogo,
Rady więc pana Zięby wiele mi pomogą.

(po krótkiém milczeniu)

Dobry to człowiek!

Klara.

Mój mąż?

Marek.

Co, niedobry może?

Klara.

O, i owszem, i owszem, sto razy powtórzę.

Marek.

Kochasz go zatém?.. Pani... żyjesz z nim szczęśliwie?

Klara.

I nad tém zapytaniem niemało się dziwię:
Grzeczności i rozsądku niewiele dowodzi,
Kto wstępnym prawie bojem w cudze sprawy wchodzi.
Jednak nie mam potrzeby postępować skrycie;
Tak jest, mój mąż stara się upiększyć mi życie.
Zbyt pewny że w małżeństwie miłość bez ufności
Jest tylko źródłem trwogi, niesnasek, zazdrości,
Na zobopólnej wierze, tej stałej zasadzie,
Pokój domu i szczęście nas obojga kładzie.
I słusznie, bo któż może taką miłość cenić,
Której strzeżeniem tylko wzbrania się odmienić?