Jestem Major Sławnicki, mieszkam w tym powiecie,
I choć ze służbym wyszedł, zawszeni żołnierz przecie.
Wczoraj dostałem opis pewnego szulera,
Który się w mundur pułku bezwstydnie ubiera,
Pułku gdziem niegdyś służył, a którego sława
Dotąd do mej opieki nie straciła prawa.
Wszakże i za powinność obaj pewnie mamy,
Znaków naszej zasługi strzedz od wszelkiej plamy.
Dziś więc zdala zoczywszy jakeś tu z nim wchodził,
Rzekłem: może przypadek prędko mi wygodził,
I kto wie, może ten łotr w moje ręce wpada;
Idę, pytam, i proszę — każdy mi powiada,
Że w samej rzeczy Rembosz, ów hultaj przybywa.
Co? Rembosz, Jan? to mój pan! pan tak się nazywa
Rotmistrz, jedzie z Poznania...
Bodajeś skamieniał!
Bodajżeś pękł dwa razy!
Za to żem wymieniał...
Cicho Kasprze przeklęty!
Ale cóż ja robię?...
Idź Kasprze, mój Kasperku, proszę cię, idź sobie,
Bo ci zęby wybiję.