Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/320

Ta strona została przepisana.

Jestem Major Sławnicki, mieszkam w tym powiecie,
I choć ze służbym wyszedł, zawszeni żołnierz przecie.
Wczoraj dostałem opis pewnego szulera,
Który się w mundur pułku bezwstydnie ubiera,
Pułku gdziem niegdyś służył, a którego sława
Dotąd do mej opieki nie straciła prawa.
Wszakże i za powinność obaj pewnie mamy,
Znaków naszej zasługi strzedz od wszelkiej plamy.

(Marek coraz mocniej zmieszany)

Dziś więc zdala zoczywszy jakeś tu z nim wchodził,
Rzekłem: może przypadek prędko mi wygodził,
I kto wie, może ten łotr w moje ręce wpada;
Idę, pytam, i proszę — każdy mi powiada,
Że w samej rzeczy Rembosz, ów hultaj przybywa.

Kasper.

Co? Rembosz, Jan? to mój pan! pan tak się nazywa
Rotmistrz, jedzie z Poznania...

Marek (na stronie do Kaspra).

Bodajeś skamieniał!
Bodajżeś pękł dwa razy!

Kasper.

Za to żem wymieniał...

Marek.

Cicho Kasprze przeklęty!

Kasper.

Ale cóż ja robię?...

Marek.

Idź Kasprze, mój Kasperku, proszę cię, idź sobie,
Bo ci zęby wybiję.