Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom III.djvu/327

Ta strona została przepisana.
Kasper.

Piękna mi macanka!
Za to że moja żona ma sobie kochanka,
I miała nawet jeszcze za mojego życia.
Nie mogłem więc z krwią zimną znieść tego odkrycia,
Chciałem trochę nastraszyć moję panią Martę,
Aż ten Bartosisko, ten!... bo to diabła warte!
To! do niczego! nie wiem naco to pan trzyma,
Nuż do nie. „Nikt tu, wrzaśnie, do niéj prawa nie ma.
Ja z Kasprem nieboszczykiem żyłem jak brat z bratem,
Kto więc wdowie dokucza, może dostać batem“.
Może! — i łup cup, o tu. — Z tego więc wynika,
Że wybił mnie żywego za mnie nieboszczyka.

Marek.

Kasprze! czyś ty oszalał?

Kasper.

Zapewne! szalony!
Nie wiem jak pan zaśpiewa, jak mu koło żony...

Marek (zrywając się).

Co! — prędko, pukaj we drzwi, wal, bij, tłucz co siły.
Koło żony... A walże! — choćby drzwi puściły.

Czesław (za drzwiami).

Kto tam?

Kasper (powtarzając panu).

Kto tam.

Marek (chodzi dużym krokiem i dyktuje Kasprowi).

Otworzyć.

Kasper (do drzwi).

Otworzyć.
(Milczenie).