Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/020

Ta strona została skorygowana.

Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany.
Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha!

(zaglądając w oczy)

No... proszę... troszkę. — Niknie wyraz srogi,
Czoło się równa... oko się uśmiecha,
Otóż tak lubię, (ściskając go) mój Stryjaszku drogi!

Radost (płaczliwie, zawsze dając przestrogi).

Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony?

Gustaw.

Chcę, chcę, Stryjaszku.

Radost.

Pewnie?

Gustaw.

Jestem jéj spragniony —

Radost.

Takiżeto więc sposób wyszukałeś sobie?

Gustaw.

Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie.

Radost.

Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy.

Gustaw.

I cóż?

Radost (zniecierpliwiony).

Cóż Panna!

Gustaw.

A, bardzom ciekawy,
Co moję pannę obchodzić może,
Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?