Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/021

Ta strona została przepisana.

Nie śpię — tém lepiéj dla niéj, bo na jawie
Nią tylko jedną myśli moje bawię,
I do niej wzdycham jak w dzień, tak i w nocy;
Ale jak zasnę — jestże to w mej mocy?

Radost (płaczliwie).

Mój Gustawie! — Dla Boga, porzuć myśli płoche,
I raz tylko, raz pierwszy zastanów się trochę.
Kilka dni jesteś pośród tak godnej rodziny,
I nie ma dnia jednego... gdzietam dnia!... godziny,
Żebyś czegoś nie zbroił, aż się serce kraje.
Pani Dobrójska sama opiekę ci daje;
Nie idąc wzorem matek, co nos górą noszą,
Kiedy w duszy o zięcia wszystkich Świętych proszą,
Pamiętna twych rodziców i mojéj przyjaźni,
Swój zamiar względem ciebie głosi bez bojaźni.
Ale wszystko napróżno, daremnie się trudzi:
Miejski panicz w wieśniakach innych widzi ludzi;
Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili,
I chce dać uczuć wartość każdéj swojej chwili,
Wróbel się tylko, mówią, pustej strzechy trzyma,
Ale co w twojej głowie, już i wróbla niema.

Gustaw (ze szczerem zastanowieniem).

Prawda, prawda Stryjaszku, zbyt słuszne przestrogi;
Ach, ojcowskiemi strzeżesz mnie oczyma.

(Ściskając go).

O, jesteś dla mnie skarb, przyjaciel drogi,
Dzięki ci, dzięki za twoje przestrogi.