Ta strona została przepisana.
SCENA VII.
Aniela, Klara.
Aniela.
Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi.
Klara.
Cóż? pójść za niego?
Aniela.
Ja tego nie mówię.
Lecz gorycz losu niech litość osłodzi,
Niech mu przynajmniej o przyczynie powie.
Klara.
Naco? niech kocha, płacze, jęczy, kona.
Aniela.
Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga.
Klara.
Gardzę miłością, jestem niewzruszona.
Aniela.
Wszakci się znajdzie łagodniejsza droga;
I nacoż tam słów, gdzie dosyć na znaku.
Klara.
Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy,
Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku,
Prosić lękliwie, aby bez urazy
Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt milą,
Ale ogólną dla całej płci jego? —