Wszakci na niego mrugałem!
Lubię w młodym wesołość; i wesołość szczera,
Choć czasem w zbytek przejdzie, jednak wzgląd odbiera.
Lecz udana już nie ma do tych względów prawa,
I taka dziś wzbudziła szaleństwa Gustawa.
Szaleństwa! — Był szalony — to niema gadania,
Lecz czasem i nieśmiałość do tego nas skłania:
Drży, stoi, a potem huż! jak ów koń z narowu,
Co raz z miejsca, już nie zna ni płotu, ni rowu.
Otóż tak i z Gustawem — nikt nie wie co gani.
Co? on?
Nieśmiały.
Gustaw?
Gustaw. Ręczę pani.
A, wybornie! (śmieje się) O biedny! biedny Gucio mały,
Trzech nie zliczy! (śmieje się)
No.... prawda, że jest nadto śmiały,
Ale cóż ja mam robić?
Wziąść go lepiej w kluby.
Bo mówiąc między nami, ten Gustawek luby
Wyrabia ze stryjaszkiem co mu się podoba.