Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/071

Ta strona została przepisana.
(do Anieli).

O, nie, tych myśli Aniela nie dzieli.
Bóg to karzący za ciężkie przewiny,
Nienawiść w sercu zaszczepił człowieka;
A twoja dusza z jakiejże przyczyny
Mogłaby ściągnąć cząstkę takiej kary?
Powiedz mi raczej, iż nie dajesz wiary,
Ze miłość istnie, że może być szczera,
Dosyć w tém złego już na ciebie czeka.
Ach, niedowiarstwo jest to ostre ciernie;
Zwolna je w bukiet doświadczenie zbiera,
By go starości w końcu oddać wiernie!
Lecz czysta ufność, to młodości kwiecie!

Aniela.

Co wcześniej, później wiatr postrąca przecie.

Gustaw.

Tak, później trochę wietrzyk kwiat pozgania,
A owoc wzrośnie — koniec porównania.

(zbliżając krzesło i siadając, po krótkiém milczeniu)

Nie zasłużyłem na nienawiść wcale,
Lecz na gniew bardzo.

Aniela (bardzo obojętnie przez całą scenę — robotą zajęta — )

Nie na mój.

Gustaw.

Twój, pani.

Aniela.

Nic nie wiem.

Gustaw.

O, wiesz — lecz przebacz wspaniale
Temu, co szczerze własną płochość gani.

Aniela.

Czemuż z tém do mnie?