Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/099

Ta strona została przepisana.
Aniela.

Cóż ja pomogę i cóż ja odmienię?
Radost tak dobry, dziś zemstą goreje.

Gustaw.

Jeśli nie słyszał, wszystko ja naprawię.

Aniela.

Nie trać więc czasu; idź panie Gustawie.

Gustaw.

Ty zaś unikaj wszelkiej z nim rozmowy,
Ale się staraj, abyśmy po chwili,
Dla dalszéj jeszcze w tym względzie umowy,
Znowu sam na sam tu ze sobą byli.

(Biorąc za rękę).

I obyś zawsze, ciągle pamiętała,
Że w twojém ręku moja przyszłość cała,
A nawet więcéj i szczęście Anieli,
Z którą już w świecie nic mnie nie rozdzieli.

(Całuje ją kilka razy w rękę, idzie ku drzwiom swojego pokoju, a obejrzawszy się, w inne drzwi odchodzi).





SCENA IV.
Aniela (sama).
(Chodzi zamyślona, potém siada opierając głowę na ręku).

Dziwnie — i dziwnie! Brzmią mi jeszcze uszy
Słowami, dotąd nieznanemi duszy.
Jak on ją kocha! i pewnie nie zwodzi:
Wszystko, co powie, wzrok jasny dowodzi.
On z nią szczęśliwy, ona z nim szczęśliwa,
I na czémże im, na czem jeszcze zbywa?