Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/122

Ta strona została przepisana.
Aniela.

Ale jej śluby?

Gustaw.

Śluby? — sen prawdziwy!
I ty, Anielo, rzuć tę ciemną drogę,
Póki czas tobie: a ja przestrzedz mogę.
Lecz powiedz szczerze: kiedy polot myśli,
Obraz nam szczęścia czasami zakreśli,
I zdobi błahe, lecz lube utwory
W kwiatów marzenia najczystsze kolory. —
Cóż ściąga światło, w całym blasku stawa,
Jeśli nie miłość i stała i prawa:
Miłość szlachetnej przewodząca parze
Z łona rodziców przed ślubów ołtarze. —
Ach, być kochanym wszyscy szczęściem głoszą,
Mem zdaniem kochać jest większą rozkoszą.
Los kilku istot zrobić swoim losem,
Czuć i żyć tylko drogich dusz odgłosem,
Dla dobra innych cenić własne życie,
Dla nich poświęcić każde serca bicie,
Światem uczynić najmniejszą zagrodą,
Tam mieć cel życia i życia nagrodą,
I kończąc cicho wytknięte koleje,
Za grób swój jeszcze przeciągnąć nadzieje, —
Otóżto szczęścia rzetelne zalety:
I ty, ty wyrzec chcesz się ich, niestety!?

Aniela (z uniesieniem).

Nigdy, przenigdy... (miarkując się — z czułością) Ach, ja nie wiem jeszcze...

(znowu z zapałem)

Ale chcę pisać, niech się moje zdanie
Jednej łzy w świecie przyczyną nie stanie;