abyś go trochę poprawił — podbródek za duży. Wyborny, wyborny organista! pokażno go.
Daj mi święty pokój! — Wolisz ty pokazać salceson i wino.
Aha! otóż i słowo zagadki — pan głodny — pan złego humoru. Zaraz panu służyć będę! (dostając) Ale to jednak zakała dla sztuk pięknych, że wy, penzlowi i ołówkowi panowie tak jesteście chciwi tego materyalnego pokarmu.
A wy, kałamarzowi i piórowi tylko powietrzem żyjecie! tylko natchnieniem Muzy! Uderz więc w złoty bardon — wznieś pieśni wieszcze — niech kamyki tańcują — drzewa płaczą — a ja tymczasem jeść będę, (czas jakiś milczenie) Powiedz mi, mój kochany Ludmirze...
Oho! kochany Ludmirze — salceson skutkował.
Żart na stronę — powiedz mi, czego ty się dobrego spodziewasz w twoich brudnych karczmach? czego ty szukasz między prostym ludem?
Prostego rozumu.
Piękny rozum! piją i po pijanemu bają.
Jedz jeszcze, jedz, kochany Wiktorze, bo z twojej uwagi miarkuję, żeś jeszcze diable głodny. — Każdy nasz spoczynek, każdy nocleg w karczmie, niebyłże godnym opisania?