Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/176

Ta strona została przepisana.
Wiktor (chwyta tłómoczek a potém rzuca).

Nie, nie — znowu mnie chcesz zbałamucić.

Ludmir (z udanem zachwyceniem).

To światło! to światło! A ten cień! ach, jestem w zachwyceniu.

Wiktor.

A ja nie. I rób co chcesz, ja wracam do domu.

Ludmir (prosząc).

Wiktorze zostań!

Wiktor.

Nie mogę.

Ludmir.

Wiktorku!

Wiktor.

Ledwie postąpić zdołam.

Ludmir.

Wiktoreczku! Van-Dyku! Rubensie!

Wiktor.

Daremne gadanie.

Ludmir (wstając).

Niechże cię kaci porwą, przeklęty bazgraczu! Ale przynajmniej przyrzekasz, że zastanę rysunki wykończone?

Wiktor.

Ja bazgracz.

Ludmir.

Nie, nie. Ty wiesz, że jesteś mój Van-Dyk, Salvator Rosa.

Wiktor.

Van-Dyk i Salvator Rosa — co ten plecie!

Ludmir.

Będą rysunki?