Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/178

Ta strona została przepisana.

przywdziewa. Tyran się pieści; słowem wszystko zlewa się w kształty przyzwoitości. W każdym człowieku dwie osoby; sceny musiałyby być zawsze podwójne jak medale, mieć dwie strony. Komedya Moliera koniec wzięła... Ale jakaś para tu się zbliża — wybaczcie, podsłuchiwać muszę; jeszcze mi kilka rozdziałów trzeba. Udam śpiącego.

(Kładzie się pod drzewem).





SCENA III.
Szambelanowa, Janusz, Ludmir.
Janusz.

Helena kocha mnie, niema wątpienia. I dlaczegóżby nie miała kochać? — Jestem dobrze urodzony, jestem młody, przystojny, rozumny i mam wieś, jakiej daleko poszukać.

Ludmir (na stronie).

Ten widzę, chce zbijać moje rozumowanie.

Janusz.

Nie rozumiem zatém tej zwłoki, której żąda i to już po raz trzeci.

Szambelanowa (mówi powoli, ale zawsze decydująco).

Ja bardzo dobrze rozumiem; ale te wszystkie wykręty na nic się nie przydadzą. Pójdzie za Waćpana, ja za to ręczę. I już dawno byłaby panią Januszową, gdyby nie przeciwności, które ja tylko jedna zwalczyć jestem zdolną i które zwalczę. (zażywa czasami tabaczkę)