Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/182

Ta strona została przepisana.
Szambelanowa (przestraszona).

A! — Co? Żaba?

Janusz.

Nie, jakiś pan Sans-façon śpi sobie pod drzewem.

Szambelanowa.

Komuż ma spać, jeżeli nie sobie? Voyons!

Janusz.

Ale tu, w ogrodzie.

Szambelanowa.

Jakiś wędrownik.

Janusz.

I butelka próżna w krzaku. — Spił się więc obywatel.

Szambelanowa.

Niechże się wyśpi.

Janusz.

Trzebaby mu jaką sztuczkę spłatać.

Szambelanowa.

Ach, znowu! — Allons!

Janusz.

Trzeba się bawić — Pan Jowialski cieszyć się będzie.

Szambelanowa.

Tém się Helenie nie podobasz.

Janusz.

Dlaczego. dlaczego? byle co rozumnego — zaraz — co mu tu zrobić — żebym miał kłaki i papier.... Albo wodą go obleję.

Szambelanowa.

Na to nie pozwolę. — C’est malhonnete.

Janusz.

Albo... hm, hm... już wiem: każę go przenieść do pałacu.