Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/203

Ta strona została przepisana.
Janusz.

I właśnie ta butelka naprowadziła mnie na myśl arcy szczęśliwą: kazać go tu przenieść i przebrać po tnrecku — co się najlepiej udało — śpi jak zabity.

Szambelan.

Wybornie! cóż dalej?

Janusz.

Przebierzemy się także wszyscy i wmówimy w niego, że jest Sułtanem albo Baszą w jakim nieznanym kraju. — Teraz proszę sobie wystawić jego zadziwienie przy obudzeniu.

P. Jowialski.

Dobry żart, tynfa wart.

Szambelan.

Czémże ja będę?

Janusz.

Przebierzemy się pierwej, potem urzędy porozdajemy. — Damy zechcą przychylić się do tej arcy dowcipnej zabawy.

P. Jowialski.

A niema gadania. — Wszystkie. (do Lokaja) Dajże kaftan. (ubiera się)

P. Jowialski.

Co też Jegomość nie wyrabia! Boże mój najsłodszy!

P. Jowialski.

No, pani Jowialska, dalej w szarawary.

P. Jowialska.

Fe, fe panie Jowialski! zaczynasz trzpiotować. — Nieprzystojności wspominasz.

P. Jowialski.

Ale Jejmość musisz być Turczynką.