Sen mara, Bóg wiara, Najjaśniejszy Panie.
Ale bo nie jestem żadny pan, proszę ta suplikuję Jegomościów i Jejmościanek. A ja jestem Ignac Kurek, szwiec. A byłem sy we Lwowie w terminie, u majstra... ba, nie u majstra bo pomarł, tylko taki terminowałem u majstrowy na Horoszczyznie, pod numerem sto jeden i trzy, kole szynku pana Mikołaja. (do starej Jowialskiej) Jejmościunia znają?
Co? co? (przechodząc do męża) Panie Jowialski...
Cichoże!
Wszystko to sen Najjaśniejszy Panie. —
A teraz szedłem na wędrówkę, w dalekie drogie, na Węgry. — A mój pas w tłómoczek em sy schował, jak się patrzy — i jak sy teraz przypominam byłem gdzieś, hej w ogrodzie, w gienstwinie położyłem mój tłómoczek. (do Szambelanowej) Jejmościunia nie
widzieli?
Nie widziałam — Rien du tout.
Najjaśniejszy Panie, pozwól abym powiedział bajkę.
Powiedźcie mi lepiej prawdę jak bajkę, mój stary Jegomościuniu, bo ja nie wiem co się ze mną dzieje. A mnie się wszystko widzi, że ja zwaryował, i że (oglądając się) jestem u Pijarów na górze, w szpitalu
waryatów.