Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Heleno! wybacz tę poufałość, ale szczerze teraz, szczerze serce moje przemawia za tobą — Heleno, przyjmij mnie za brata — rady moje zdać się mogą — więcej świata widziałem, więcej go doznałem.

Helena.

Któż jesteś dziwny człowieku? z jakiejże ciemnej nocy przemawia do mnie głos mi znany tylko przeczuciem?

Ludmir (na stronie).

Żal mi jej. — Widać że matkę za wcześnie straciła. O panny, panny! wolicie nie czytać, niż złe czytać.

Helena (na stronie).

Tajemnica jakaś cięży mu na sercu, usta głazem przyciska.

Ludmir.

Kto jestem, pytasz się Pani. — Ach gdybym to sam mógł wiedzieć!

Helena.

Słowa kształtem proste, splątane stają się zagadką.

Ludmir.

Cóż nie jest zagadką na tym świecie?

Helena.

Jednak Pan nie w swoim właściwym stroju podrożowałeś.

Ludmir.

Nie w zwyczajnym, ale może w najwłaściwszym, bo to był ubiór biednego.

Helena.

I jestżeś nim?

Ludmir.

Nie, źle się wyraziłem; biednym nie jestem, tylko ubogim.