Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/226

Ta strona została przepisana.
Janusz (przymuszając się).

Jestem Ochmistrzem; do mnie należy przestrzegać wszelkich uchybień przeciw przyzwoitości.

Ludmir.

Ja ci radzę, nakryj głowę i idź za drzwi.

Janusz.

Ja za drzwi?

Ludmir.

I okno otwarte.

Janusz (hamując złość).

Racz, Najjaśniejszy Panie, pozwolić jedno słowo do tej pani.

Ludmir.

Mów a prędko. (odchodzi w głąb sceny)

Janusz.

Parmo Heleno, co Pani robisz? czemu ztąd nie odejdziesz?

Helena.

Nie chce mnie puścić.

Janusz.

Ależ to nieprzyzwoicie.

Helena.

Sam Pan tego żądałeś.

Janusz.

Ale teraz już nie żądam i dawno już byłbym skończył ten żart za daleko posunięty, gdyby nie pan Jowialski, którego mój kłopot jeszcze więcej bawi, niż ten z glupia-frant.

Helena.

I który bardzoby źle przyjął zerwanie tej niewinnej zabawy bez jego wyraźnego rozkazu.

Janusz.

Niewinnej! ależ ona staje się wcale winną.