Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/231

Ta strona została przepisana.
SCENA VII.
Janusz, Szambelanowa.
Janusz.

Ach Pani, Pani Dobrodziejko łaskawa zmiłuj się, radź, ratuj — co się tu dzieje, to nie do wytrzymania!

Szambelanowa.

Sam Pan tego chciałeś.

Janusz.

Wszyscy dali sobie słowo jedno mi powtarzać.

Szambelanowa.

Mój pierwszy mąż ś. p. Jenerał-Major Tuz byłto człowiek charakteru...

Janusz.

Cóż byłby zrobił, co Mościa Dobrodziejko, w takim przypadku?

Szambelanowa.

Nie byłby nic zrobił, bo będąc charakteru przezornego, dziesięć razy się cofnął, nim raz naprzód ruszył. Nie byłby rozpoczynał. — C’est cela.

Janusz.

Mościa Dobrodziejko, łaskawa Mościa Dobrodziejko, ja źle zrobiłem, bardzo źle, ja głupi jestem, dam na piśmie; ale już się stało i o to idzie, jak przerwać ten kłopot. Oto patrz pani: panna Helena, panna Helena, którą kocham, przechadza się po ogrodzie sam na sam z tym hultajem, jak gdyby nic... jak gdyby nic.

Szambelanowa.

Proszę, proszę, romansowa panna Helena, której wszystko było za poziome, znajduje przyjemność w rozmowie z tym nieokrzesanym parobkiem. — C’est extraordinaire!