Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/253

Ta strona została przepisana.
Szambelan.

Nie pójdziesz, nie pójdziesz jak tylko nie zechcesz, już ci raz powiedziałem — a co powiem, tom powiedział. (Helena chce go w rękę pocałować) Czekajno! bo sobie popsuję.

Helena (po krótkiém milczeniu).

Czy długo tu zabawi pan Ludmir?

Szambelan.

Zapewne parę dni, albo parę tygodni.

Helena.

Parę tygodni.

Szambelan.

Cieszy cię to?

Helena.

Przynajmniej nie smuci.

Szambelan (przypatrując się swojemu kijkowi).

Jeszcze nie oskrobany.

Helena.

Nieoskrobany! nieokrzesany, chcesz mówić, to jest zanurzony jeszcze w nocy nieukształcenia? Ach nie, drogi Ojcze. Jego uczucia już przechodzą w idealizm, dźwięki jego duszy są tak czyste, tak lube, iZ mimowolnie słuch zachwycony pociągają za sobą.

Szambelan.

Ty mówisz o Ludmirze?

Helena.

Tak jest.

Szambelan.

Bo ja mówiłem o kijku. (po krótkiém milczeniu) Podoba ci się więc?

Helena.

Kijek?

Szambelan.

Ludmir.