Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IV.djvu/264

Ta strona została przepisana.

tentowanie mieć z panem Ludmirem, wcale inny wróżyłam charakter.

Ludmir.

Ale i tak jest w istocie.

Wiktor.

On teraz dla przypodobania się Pani gotów udawać.

Ludmir (na stronie).

Wiktorze, nadto tego.

Wiktor.

Gotów unosić się po najdalszym przestworze idealizmu, kiedy tymczasem po ziemi chodzi, aż w niej grząźnie.

Ludmir (do Wiktora).

Gubisz mnie.

Helena.

Pozwól Pan, że to wezmę za żart tylko, prześladujący przyjaciela. — Udawanie od prawdziwego uczucia łatwo rozpoznać, i dosyć być z kim pół godziny, aby uchwycić wątek jego sposobu myślenia. —

Wiktor.

Ale nie autora.

Ludmir (śmiejąc się głośno z przymuszeniem).

Co to za głowa! Co za pustota! Nieprzebrane koncepta! Pani nigdybyś nie zgadła, widząc tę dziką i ponurą fizys, że to jest jeden z najweselszych, z najrozpustniejszych, powiem, ludzi. — On jeden posiada dar rozpędzać chmury żalu, kiedy czasem opadną na horyzont uczucia mego. Bo któż nie zna owej błędnej tęsknoty, ogarniającej całą istotę naszę, a której przyczyny odgadnąć trudno — owego pragnienia, żądania czegoś, czego nawet przeczucie w przyszłości ledwie dostrzedz może, tak jak oko w mgłę rzucone, kiedy ściga światełko, co gdzieś... (oznaczając oddalenie) gdzieś... gdzieś...