Ta strona została przepisana.
Szambelan.
Obrazów tak dalece nie mam.
Ludmir.
Może ryciny.
Szambelan.
Cztery pory roku tylko i cztery części świata.
Ludmir.
Ach, to jego ulubione! idź Wiktorze! — zobacz. — (do Szambelana) Ale pan Szambelan niech nie myśli, że to przyjaźń każe chwalić. — To jest nowy Rafael-Tycian-Guido-Corregio-Salvator-Rosa.
Wiktor.
Sama przesada pochwał dowodzi żartu mojego przyjaciela.
Szambelan.
Więc nie malujesz?
Wiktor.
Owszem, maluję — przesadną byłoby skromnością zapierać się talentu, który uszczęśliwia moje życie. — Ale daleki od wzorów, które podobało się dowcipnie
panu Ludmirowi wymieniać, jestem dopiero zaczynającym uczniem.
Szambelan.
No, ale przecie potrafisz pomalować klatki? —
Wiktor (do Ludmira obracając się).
A to co? czy to obelga?...
Ludmir.
Jakto, czy potrafi? On całe życie tylko to robił. —
Szambelan.
Doprawdy?
Wiktor.
Kto? Co? Ja?