Kiedy mnie już nie było. Janusz był szczęśliwszy.
Ach Janusz; widziałam go zdaleka, rozmawiał z moim ojcem.
Jak tłómaczyć to westchnienie?
Nienajlepiej dla niego.
Ma jednak nadzieję.
Tylko też nadzieję.
Co słyszę! skończy się tylko na nadziei.
Pewnie — jego miłość jest mi nieznośną.
Na pierwszy rzut oka, zoczywszy go obok ciebie, Pani, głos tajemny przemówił we mnie: Nie, to być nie może — ona go nie kocha.
Dawno już byłabym odmówiła jego rękę, gdyby nie macocha, która upiera się rzucić mnie koniecznie
w jego poziome objęcie.
A gdy cię lepiej trochę poznałem, poznałem razem jak czystej, wzniosłej, bez granic miłości trzeba, aby się twojej godną stała. Ale i jemu za złe mieć nie można; któżby się nie pokusił o tak wielkie szczęście, szczęście nad pojęcie.